Brzuszki

Mam już za sobą kwartał treningów i dostrzegam pierwsze efekty. Definicja ciała zmieniła się na korzyć. Tymczasem pan Marek, trener i właściciel siłowni, w której ćwiczę, twierdzi, że na prawdziwe efekty, z tak zwanym „wykopem”, muszę jeszcze zaczekać.

A propos słowa „muszę”, to zaczynam rozumieć je jako „chcę”. Naprawdę chcę zobaczyć te efekty, bowiem jakoś trudno mi w nie uwierzyć. Lądując kolejny raz u Marka na siłowni, jestem już zmęczony rozgrzewkami, które mi zaleca i prowadzi. Przychodzi ochota siadać od razu do ciężarów, i on mi się wcale nie dziwi, podczas gdy zwykł już powtarzać, że rozgrzewka musi mi wejść w krew i ja sam muszę tego chcieć.

Trenuje u Marka razem z Tomkiem, o znacznie większym stażu niż ja. Tomek nabrał już masy i podobno sam chce już tych rozgrzewek, które u mnie jeszcze budzą pewien rodzaj emocji, ale boje jej się, bo to chyba rodzaj frustracji. Dziś na rozgrzewkę przyszła kolej na brzuszki w leżeniu tyłem z nogami ugiętymi, czyli jeszcze nie tak źle.

– Połóż się na plecach – słyszę. – Ugnij nogi w kolanach, tak aby całe stopy miały kontakt z podłożem, a kąt w stawie kolanowym wynosił 90 stopni. Połóż palce dłoni z boku głowy, łokcie odwiedź szeroko w bok. Głowę trzymaj prosto, uniesioną nad podłożem. Teraz zbliż mostek do kości łonowej, odrywając łopatki od ziemi tylko za sprawą mięśni brzucha.